Dajmy klocki biednym dzieciomWiększość współczesnych państw europejskich stoi na głowie. Hołduje się zasadom sprzecznym ze zdrowym rozsądkiem i moralnością. Opiszę to na przykładzie. Przyjmijmy, że ktoś w sejmie wpadł na pomysł, by zafundować wszystkim biednym dzieciom klocki. Jest to wspaniały pomysł, bo po pierwsze zmniejsza niesprawiedliwość społeczną jaką jest istnienie biednych dzieci. Po drugie zwiększa inteligencję najbiedniejszych, bo wiadomo, że odpowiednie klocki są bardzo rozwijające. Po trzecie te klocki ktoś będzie musiał zrobić, więc nasz hipotetyczny parlamentarzysta, jako że jest patriotą, zaproponował by fundować biednym dzieciom tylko polskie klocki. W ten sposób będziemy wspierać również rodzimy przemysł i przedsiębiorczość. Przejdźmy więc do dzieła: 1. Musimy określić minimalne dochody na osobę, by klocki się należały. Żeby było jeszcze sprawiedliwiej proponuję, by najbiedniejsi dostali po dwa różne komplety klocków na dziecko, trochę zamożniejsi (ale nadal żyjący skromnie) po jednym komplecie na dziecko. Najbogatsi oczywiście nie powinni dostać nic, bo ich stać. Musimy więc powołać odpowiednią komisję określającą progi ubóstwa. 2. Musimy wybrać odpowiednie zestawy klocków. Niezbędny jest przetarg i powołanie komisji ekspertów oceniających oferty różnych firm. Trzeba przecież sprawdzić czy klocki są bezpieczne i czy spełniają wszystkie normy krajowe i unijne. Żeby nie wykluczyć małych firm lokalnych takie przetargi powinny być robione w każdym powiecie, bo wiadomo, że tylko największe korporacje byłyby w stanie dostarczyć odpowiednią ilość klocków dla całego kraju. 3. Musimy zapewnić środki budżetowe. W tym celu możemy przesunąć fundusze z innych działów budżetu, no ale nie chcemy zabierać pieniędzy przeznaczonych na inne ważne zadania państwa. Więc trzeba podnieść podatki, albo wziąć pożyczkę. Jedno i drugie muszą zapłacić podatnicy, więc mamy pewien problem, bo nasz pomysł uderza w tych najbiedniejszych, którym chcemy pomóc. Jest jednak jedno wyjście: opodatkujmy dodatkowo tylko bogatych! Proste i genialne. Tyle teorii, a teraz praktyka: Firmy oczywiście będą bardzo chciały dostać zamówienie na klocki, ale przetargi wygrywają najsprytniejsi, a nie najlepsi. Więc jak ktoś ma kolegę w komisji to sprawa załatwiona. Firmy będą chciały sprzedać klocki za jak najwięcej, na co politycy się zgodzą. Bo dzięki temu firma odpali większą łapówkę, albo odwdzięczy się hojniej w inny sposób. Wybrane klocki na pewno wszystkim się nie spodobają, bo to nie możliwe. Więc jedne dzieci będą zadowolone bardziej inne mniej. Każdy komu na klockach zależy będzie się starał tak liczyć swoje dochody by mu się klocki należały. Tu doda, tam odejmie a może załapie się nawet uda mu się załapać na dwa komplety. Oczywiście Ci uczciwsi będą oburzeni gdy zobaczą jak sąsiad, który sam mógłby kupić dzieciom klocki dostał darmochę. Bogatsi będą wykazywać mniejsze dochody niż w rzeczywistości, albo szukać luk prawnych, byle tylko nie płacić dodatkowych podatków. Licząc łącznie koszty obsługi programu wybierania i rozdawania klocków (plus przekręty w niektórych przetargach), w podatkach trzeba będzie zabrać dużo więcej niż są warte te klocki. Bo w skali kraju trzeba będzie zatrudnić łącznie setki nowych ludzi w różnych instytucjach państwowych. Ktoś musi przecież nadzorować pobieranie nowego podatku, przetargi na klocki oraz realizację dostarczania klocków dzieciom. Ktoś będzie też musiał ścigać nieuczciwe firmy, które nie będą się terminowo wywiązywać z umów i oszukujących obywateli, którzy chcieliby bezprawnie dostać darmowe klocki dla swoich dzieci. Przybędzie przez to również nieco pracy dla sądów i policji. No ale przecież podatek nałożyliśmy tylko na bogatych, więc niech płacą nawet 200% wartości klocków. Robimy to przecież dla tych biedniejszych ludzi. I tu dochodzimy do najważniejszej lekcji. Jeśli ktoś jest bogaty i ma firmę i pracowników to oczywiście przerzuci koszty podatku na podwładnych lub klientów (albo zmniejszy pensje pracownikom albo zwiększy cenę swojego produktu). W efekcie podatek nałożony na bogatych w 90% zapłacą biedni. A gdy już projekt się zakończy i wszystkie dzieci zostaną "obdarowane" klockami lub gdy zmieni się prawo i utnie w pewnym momencie to rozdawnictwo, wówczas większość urzędników zatrudnionych specjalnie dla tego programu pozostanie na swoich stołkach. Przecież nie wyrzucimy biednych pracowników administracji na bruk! A więc koszty utrzymywania państwa wzrosną i podatki już nie wrócą do poziomu sprzed programu. Podsumowując. Jeśli państwo chce jakiejś wybranej grupie społecznej dać pomoc o wartości 1 mln zł to tak na prawdę musi:
Powstaje pytanie, co można z tym zrobić? Jak można sensownie pomóc biednym rodzinom? Odpowiedź jest prosta. Zlikwidować wszelkie państwowe programy pomocowe i odpowiednio zmniejszyć podatki (a pamiętajmy, że w większości płacą je właśnie ludzie niezamożni). W ten sposób ludzi sami sobie kupią klocki. W dodatku firmy nie będą starały się podkupić polityków i komisje przetargowe, tylko będą musiały starać się konkurować na rynku. Oczywiście na rynku też można oszukiwać, ale przynajmniej państwo nie zmusza całego społeczeństwa do płacenia za te oszustwa. A poza tym klocki będą trochę tańsze! Bo firmy nie dostaną gwarantowanej zapłaty od rządu, tylko będą musiały się starać przyciągnąć klienta same. Tym sposobem 99% ludzi samodzielnie kupi klocki dzieciom. I to takie jak oni wybiorą, a nie jakie ktoś wybrał za nich! Natomiast tym skrajnie biednym, których nie stać nawet na najtańsze chińskie klocki dla dzieci, powinny pomóc organizacje pozarządowe. Przecież skoro nawet w sejmie są ludzie chcący pomagać innym to w społeczeństwie jest ich naprawdę sporo! Trzeba tylko przestać im odbierać pieniądze i pozwolić pomagać innym samodzielnie. A ponieważ organizacje pozarządowe nie mają tak rozbuchanej administracji i biurokracji jak państwo, to i koszty tej pomocy będą niższe. I za te same pieniądze zebrane od darczyńców pomóc się uda większej ilości biednym. Na końcu warto by się jeszcze zastanowić dlaczego państwowe programy pomocy są tak powszechne? Ano dlatego, że cudzymi pieniędzmi najłatwiej się szasta. Politycy chętnie to robią, bo takie rzekome pomaganie bardzo ładnie brzmi w telewizji i podczas kampanii. A że tak na prawdę to obciążają materialnie bardziej biednych niż bogatych, że dają zarobić cwaniakom umiejącym zakręcić się wokół komisji przetargowych, że finalnie znacznie za tą "pomoc" przepłacają, to już nikt nie zwraca uwagi. Politykom często udaje się jeszcze na takim programie zarobić. A firmy też lubią zamówienia od rządu, bo to jest kasa łatwiejsza niż gdy trzeba walczyć o klienta jakością i ceną towaru. Jak już się załapie taki kontrakt to ma się na pewien czas spokój i przynajmniej przez pewien czas nie trzeba się martwić o konkurencje, która lukratywnego kontraktu nie dostała. A obdarowany pomocą państwową też się cieszy, bo dostał coś czego by tak łatwo nie miał. A że sam do tego dokładał i większość ludzi w kraju musiała się do tego dokładać to już nikogo nie rusza. Nawet ten co nie został obdarowany może się poczuć lepiej, bo przecież to z jego pieniędzy państwo podarowało klocki biednemu. Tylko, że gdyby sam poszedł do sklepu i je kupił dla tego biedaka, albo dorzuciłby się do akcji charytatywnej, to zapłaciłby w sumie o połowę mniej! A gdyby chciał to za te same pieniądze mógłby pomóc dwa razy bardziej! Niestety państwo pozbawiło go tego wyboru. Zamiast samemu zdecydować jak najlepiej pomóc biednym został zmuszony do uczestnictwa w różnych programach państwowych, czy tego chciał czy nie. Gdyby istniał tylko jeden program "pomocy" państwowej dla jakiejś grupy społecznej (oczywiście kosztem reszty społeczeństwa) to można by na to ewentualnie przymknąć oko. Ale takich programów są setki, a z Unii przyszło jeszcze więcej. Razem stanowią bardzo poważne obciążenie kieszeni zwykłego człowieka i w ten sposób realnie przyczyniają się do biednienia ludzi! Warto sobie uświadomić, że z ekonomicznego punktu widzenia państwowa pomoc tak na prawdę zubaża społeczeństwo! Z moralnego punktu widzenia jest to ni mniej ni więcej jak kradzież. Być może w szczytnym celu, ale jednak kradzież, gdyż dla darczyńców jest przymusowa. Jest to również pozbawienie wolności. Wolności decydowania o własnych zarobkach. Jest to również niesprawiedliwe, bo zmuszamy do oddawania części zarobków ludzi, którzy mogą bardziej potrzebować pomocy niż ci obdarowywani przez państwo. Z której strony nie spojrzeć jest to co najmniej dyskusyjne. Niestety dzisiejsze państwa europejskie są przepełnione takimi programami. Państwa pomagają w różny sposób niemal wszystkim. Od rolników, górników, przez weteranów, samotne matki, rodziny wielodzietne, przewlekle chorych, po staruszków, kaleków, bezrobotnych, mundurowych, ekologów itd. Same szczytne cele. Warto jednak pamiętać, że za to wszystko społeczeństwo płaci niejako samo sobie. Co z tego, że przewlekle chory dostanie zniżkę na leki w aptece, jeśli musi w podatkach zapłacić za wszystkie pozostałe grupy uprzywilejowane? Finalnie tylko na tym wszystkich programach pomocy tracimy. |